Nick Cave uchodzi za jednego z najważniejszych twórców współczesnej muzyki. Australijski wykonawca przeszedł długą drogę, która wiodła przez koszmarne wydarzenia w życiu. Zaowocowały one niezwykłą przemianą.
Nick Cave nigdy nie koncentrował się na tworzeniu muzyki popularnej. Jego utwory skupiały się na cierpieniu, tragedii i miłości, ale omawianych w sposób trudny, nierzadko bardzo przykry. Nawet linia melodyczna nie pozwalała wyrwać się ze świata melancholii i zadumy. Do Cave’a i jego zespołów przylgnęło miano wykonawców pieśni pogrzebowych. Nic więc dziwnego, że zdecydowana większość piosenek nie podbiła rozgłośni radiowych.
Oczywiście, wyjątki się zdarzały. “O’Children” zaistniało w Harrym Potterze. “Red Right Hand” wzięli na tapet twórcy “Peaky Blinders”. “Into my arms” dodatkowego rozgłosu nie potrzebowało, obroniło się zaskakującą, jak na Cave’a, prostotą i w dużej mierze dzięki temu podbiło serca słuchaczy na całym świecie. Jednocześnie, przy całym trzymaniu się na uboczu głównego nurtu, Australijczyk nigdy nie miał problemów ze zdobywaniem popularności. Pokochały go tłumy.
Wyjątkowa liryka, niepowtarzalna muzyka, niestandardowa prezencja, niezapomniane koncerty. Wszystko to sprawiło, że nazwisko Cave’a zyskało zasięg globalny. Chociaż nie mógł mierzyć się z, na przykład, Kylie Minogue pod względem ogólnej popularności, to jego grono fanów było na tyle oddane i liczne, że sama wokalistka pewnie zazdrościła starszemu koledze z branży.
Cave mógł zaś zazdrościć otwartości. Przez długie lata pozostawał człowiekiem zamkniętym, niechętnym. Większość osób traktował z góry. Dotyczyło to przede wszystkim dziennikarzy. Nie chciał ani nie lubił dawać wywiadów. Gdy już dochodziło do rozmów, można było odnieść wrażenie, że trzeba się wykazać, aby zasłużyć sobie na uwagę muzyka. Cave przez lata pracował na miano księcia ciemności i nie zamierzał z tą łatką zrywać. Było mu dobrze na piedestale, na który sam wskoczył.
Został jednak strącony przez życie. Przeszedł przemianę.
Była ona podyktowana wydarzeniami tragicznymi. W 2015 roku zmarł syn Cave’a i modelki Susie Bick. 15-letni Arthur spadł z klifu nieopodal Brighton. Odniesione przez niego obrażenia były zbyt poważne, aby życie chłopca udało się uratować. W 2022 roku na muzyka spadł kolejny cios. Tym razem zmarł Jethro Lazenby, czyli syn Australijczyka z poprzedniego związku. Pogrążony w żałobie Cave’a wydał trzy przejmujące albumy – “Skeleton Tree”, “Ghosteen” oraz “Wild God”. Każdy z nich stanowi osobny rodzaj terapii, jest osobnym rozdziałem w historii radzenia sobie ze stratą.
Efektem przepracowania traum była jednak nie tylko muzyka, ale też podejście Cave’a. Australijczyk otworzył się na innych. Przy okazji promocji “Wild God” sam przedłużał rozmowy z dziennikarzami, co wcześniej mu się nie zdarzało. Zaczął jeszcze chętniej rozmawiać z fanami. Przy okazji koncertów w Łodzi i Krakowie spacerował ulicami miast i spokojnie pozwalał, aby zrobić sobie z nimi zdjęcie. Cave zszedł z piedestału, zszedł na ziemię. Spokorniał pod każdym względem, chociaż jego muzyka wciąż wchodzi pod skórę i drażni każdy nerw.
Australijczyk, wraz ze swoją rodziną, wciąż mieszka w Brighton. W związku ze śmiercią Arthura długo rozważano wyprowadzkę do Los Angeles, ale z tego pomysłu ostatecznie zrezygnowano. Tym samym Cave regualrnie występuje w Wielkiej Brytanii. W ostatnich latach odwiedził między innymi Cardiff International Arena, które jest znane również z goszczenia turniejów darta. Harmonogram imprez tej popularnej dyscypliny możecie sprawdzić dzięki „BET” kod promocyjny Fortuna.